other VIVO RECORDS releases___________________________________________________________

The Magic Carpathians Project / Projekt Karpaty Magiczne
'Sonic Suicide' #1 CD
vivo2005 015CD

1. The Place I Come From (second take)
2. The Prison of Your Mind

3. Carpathian Herbs

4. Sonic Suicide

5. Asylum on the Moon

6. Warsaw Vibes

7. 2003

8. Om Ah Sarasvati Namaha (cosmic version)



MAGIC CARPATHIANS PROJECT's new release, Sonic Suicide, is as surprising and as challenging as every one of their previous albums. The figure of suicide designates the moment of closure and transformation, not far from orgasmic density and bodily pleasures of sounds on the album. The music here creates intense, vibrating, rhizomatic field of electric pulsations, drones and irregularities. This time Magic Carpathians Project's line up has been scaled down to just two of core members who have been establishing the name since 1998: ANNA NACHER (mistreated electric guitars, voice, lyrics, media manipulation and bastardization, loops, field recordings) and MAREK STYCZYNSKI (homemade analog sound modulator, field recordings, saxophone, clarinet, flutes, gongs, percussions). A prototype version of analog sound modulator--called badoog--which emits soundwaves of sinusoidal amplitude and frequencies reaching out beyond the standard range audible to human ear has been designed and built especially for this session. Anna Nacher sings, screams and soars both in English and Polish, occasionally inhabiting the space between languages or mixing up the dialects, idioms and pronunciations. Field recordings taken by the duo during their travels across Himalaya, Carpathians and Balkans are employed as signs of hybridic soundscape of cultural nomads, far from overproduced and colonized idioms of 'world music'. Only for the bravest of the bravest!

***

 
  www.foxydigitalis.com
"Sonic Suicide" is the latest CD from Poland's ethnic drone trippers, The Magic Carpathians. I've never been disappointed by what Anna Nacher and Marek Styczynski do. Each of their albums, dating back to when they went by the name Atman in the mid 90s up till now, has been marked by some kind of unique identifying mark or theme. "Sonic Suicide" is imbued with the spiritual world angst of the last two years. The industrial sound-scape of "The Prison of Your Mind," a propulsive loop of mechanized rhythms and angular guitars, is a scorching electro/ krautrock evocation. "2003" has somber guitar cycling beneath Anna's irate, unorthodox vocal, bringing to mind Renate Knaup and Diamanda Galas. "Carpathian Herbs" and the title track explore more extended trance space that falls somewhere between early Amon Düül II and Hell on earth. And closer "Om Ah Sarasvati Namaha (Cosmic Version)" combines ethnic instrumentation, hypnotic chants and Hendrexian guitar sonics into a transcendent meltdown. That seems to sum up this record; it's another chance to rise above the muck through lysergic sound tunnels rendered in headphones-ready stereo splendor. - Lee Jackson

NEWSWEEK 25/2005
Karpaty Magiczne to jeden z najciekawszych polskich zespołów eksportowych. O jego powodzeniu świadczą nie nakłady płyt, ale fakt, że ich rozimprowizowaną muzyką rozbrzmiewa np. nowojorska Downtown Music Gallery. Wbrew tytułowi "Sonic Suicide" to nie samobójstwo, ale duchowa pielgrzymka. Na swej jedenastej już płycie Anna Nacher i Marek Styczyński w unikalny sposób łączą przetworzoną elektryczną gitarę z alikwotycznym śpiewem, organiką dętych instrumentów etnicznych oraz elektroniką dźwięków o niezwykłej amplitudzie i częstotliwościach wykraczających poza przyswajalne przez człowieka pasmo.
THE MAGIC CARPHATIAN PROJECT "Sonic Suicide" (Vivo Records)



CAFE 6/2005
Zachód potrzebował zaledwie chwili, by poznać się na wartości muzyki Karpat Magicznych. Debiutancki album "Ethnocore" (1999) rzucił na kolana nowojorską awangardę zgromadzoną wokół Downtown Music Gallery i podbiły recenzentów magazynu "Wire", poświęconego muzyce współczesnej. Z kolei światowa premiera "Sonic Suicide" miała miejsce w szwedzkiej Umei. W Polsce mimo wydania już jedenastej (!) płyty elektroniczno-szamański duet Marek Styczyński - Anna Nacher pozostaje zespołem prawie nieznanym. Jak żartują sami muzycy, wszystko to dlatego że żadne z nich nie prowadzi teleturnieju ani nie reklamuje rajstop. "Nie gramy dla poklasku, ale dla siebie", mówią. Ostatnio wprowadzili zasadę niekoncertowania w salach w których prowadzony jest wyszynk. "Sonic Suicide" jeszcze wyżej podnosi poprzeczkę słuchaczom. PKM zabiera nas bowiem w magiczną podróż w przestrzeni dźwięków dętych instrumentów etnicznych, alikwotycznego śpiewu, przetworzonej gitary elektrycznej, wsamplowanych prawosławnych modłów i badoogi, czyli własnej konstrukcji generatora sinusoidalnych fal dźwiękowych o niezwykłej amplitudzie i częstotliwościach wykraczających poza przyswajalne pasma dźwięku. Bon Voyage!
KARPATY MAGICZNE "Sonic Suicide" (Vivo Records)

GAZETA WYBORCZA / MARCIN BABKO
Polska muzyka etniczna znów jest na topie. Dzięki zagranicznym sukcesom Kapela ze Wsi Warszawa stała się pupilkiem mediów. Jednak nie tylko Kapelą żyje polski folk. Krajowi pionierzy nurtu grają świetnie - przykładem najnowsza płyta Karpat Magicznych.   W latach 70. w polskiej muzyce etnicznej liczyły się dwa zespoły. Osjan był znany dzięki oficjalnie wydawanym płytom, Atman za sprawą koncertów (nagrywać zaczął w następnej dekadzie). W latach 90. członkowie Atmana otoczeni byli przez fanów niemal kultem. Marek Styczyński, współzałożyciel grupy, opowiada, że ten czas był dla niego jak "zabalsamowanie za życia". Dlatego rozwiązał zespół i w 1998 r. razem z Anną Nacher założył Projekt Karpaty Magiczne.   Dziś mają w dorobku jedenaście płyt nagranych w duecie lub z zaproszonymi muzykami (określają się jako projekt, a nie regularny zespół). Wszystkie mieszczą się w szeroko pojmowanym nurcie world music. Nie udają, że urodzili się w Irlandii czy na Jamajce. Nie starają się reanimować ludowych pieśni, interesuje ich współczesna muzyka świata. Ale nie taneczna, z doklejonymi rytmami techno czy reggae.   Karpaty Magiczne tworzą trans, który fascynuje pierwotną siłą, przypomina o plemiennych formach i funkcjach muzyki. Ważnym elementem są wplatane do utworów nagrania terenowe - Styczyński kolekcjonuje je od lat 70., gdy zaczął podróżować po świecie. Na nowej płycie "Sonic Suicide" słychać m.in. fragmenty występów nepalskich fakirów i liturgii prawosławnej z monastyrów Bułgarii.   W kraju wciąż znani są nielicznym, ale dali już kilkaset koncertów na świecie (na kilkadziesiąt koncertów w USA ani jeden nie odbył się w klubie polonijnym). Przesyłając utwory internetem, nagrali z amerykańskim zespołem Cerberus Shoal album "The Life & Times Of...". Ich utwory ukazały się na kilku międzynarodowych kompilacjach. W Polsce uczestniczyli w składance "Tribute to Kryzys" (gdzie obok m.in. Dezertera i Pidżamy Porno grali własne wersje piosenek pionierów polskiego punk-rocka).   Karpatom Magicznym blisko do rock'n'rolla. Przede wszystkim za sprawą Anny Nacher. Preparuje brzmienie swojej gitary, a szorstkie i brudne riffy przypominają m.in. Sonic Youth. Wokół jej wokalnej techniki narosły legendy - nie na darmo nazywana jest "polską Diamandą Galas". Na nowej płycie też eksperymentuje z głosem, ale utwory takie jak "2003" lokują ją bliżej np. twórczości P.J. Harvey. To najbardziej "elektryczny" album w historii zespołu, również najbardziej "piosenkowy" (dużo dobrych melodii). Zespół osiągnął ten efekt perfekcyjnie łącząc nowoczesną technikę nagraniową ze starymi instrumentami z całego świata.   Karpaty Magiczne działają na uboczu naszej sceny. Sami różnie nazywają swoje dźwięki: ethnocore, biomuzyka, ethnoise. Niezależnie od etykietek, to muzyka warta poznania. Nie tylko ze względu na bogate biografie Styczyńskiego i Nacher, którzy wspólnie piszą też książki, a w swojej nowosądeckiej galerii Stary Dom organizują warsztaty poświęcone m.in. ekologii, feminizmowi, etnobotanice i nauce gry na starych instrumentach.  




POPUPMAGAZINE / Tomek Doksa
Od początku istnienia Karpat Magicznych, Projekt ten wydał jedenaście albumów. Liczba to niemała, zwłaszcza że działalność rozpoczął nie tak wcale dawno.   Płyta najnowsza rozpoczyna nowy rozdział muzycznej wędrówki Karpat, oscylując wokół elektroniczno-gitarowego noise`u, esencjonalnie ujmującego ducha dźwiękowej intensywności. Anna Nacher oraz Marek Styczyński nadal podróżują w swoich kompozycjach, zabierając nas w drogę, pełną brzmieniowej orientalistyki wywoływanej szerokim zastosowaniem instrumentów. Żaden dźwięk wydaje się nie być przypadkowym, a wszystkie sample z terenów odmiennych kultur oraz wokalizy przechodzące od śpiewu po szept, składają się kolejno na etniczną wędrówkę po niepoznanych rejonach muzycznych światów, brzmiącą jak zatapianianie się w elektryzującym źródle paranoicznej tajemniczości. Otwierająca nowy cykl zwany ethnoise płyta "Sonic Suicide" nie ma formy albumu przystępnego i łatwego w odbiorze, co czyni z niej mocno atrakcyjną pozycję współczesnej muzyki. Eksperymentalizm dźwiękowy, oparty do elektronicznej i noise`owej surowości, wiercącej umysł i duszę, intryguje i wciąga swoją demonicznością. Słuchając całego krążka wydaje się jakoby dane nam było poznać zupełnie nową, acz odwieczą kulturę, z której kipi duchowy niepokój i dramaturgia.   Skumulowana energia i nieposkromiona wyobraźnia muzyków wylewa się spod każdego dźwięku "Sonic Suicide", pozwalając gęstnieć mrocznej atmosferze budowanej przez hałaśliwe, etniczne, akustyczne czy dęte instrumenty. Bardzo twórczy efekt pracy Projektu Karpat Magicznych mam nadzieję, iż przerodzi się w niemniej fascynujące neurotyczne zapędy, bowiem ta płyta to istna dźwiękowa otchłań na wyciągnięcie ręki.


BRAINWASHED / Jonathan Dean
I wish more people knew about this group, as they are often brilliant, and
far more consistent than a lot of bands who get way more press. The Magic
Carpathians began as a side-project of Polish progressive band Atman, but
since 1998 the group has become the primary outlet for the music of Anna
Nacher and Marek Styczynski. Their releases as TMC have ranged in character
from vocal-driven, subterranean avant-rock to experiments in instrumental
ethno-drone, ritualistic tribal music and indigenous Easter European folk
forms. The element that has remained consistent throughout all of the work
is Anna and Marek's ceaseless quest for boundary-less, transcultural
psychedelia; locating hidden connective currents of drone, rhythm and
hypnotic melody in music drawn from strikingly disparate locales. I much
prefer their drone-heavy Ethnocore series of albums to their more skeletal,
song-driven work exemplified by albums like Ksiega Utopii and last year's
Euscorpius Carpathicus; I really admire their songs, it's just that I prefer
the dense, textural qualities of their ethnic drone work. In answer to my
prayers, it seems, the Carpathians have inaugurated a new series of releases
subtitled Ethnoise that seek to synthesize both of the group's approaches
into a complex whole. Sonic Suicide matches Anna Nacher's possessed vocal
workouts with long passages of thick, vibratory trance music, extended
kraut-jazz freakouts and gentle Karpaty folk. Adding to this newfound
eclecticism are several tracks revisiting the third-eye psychedelic guitar
workouts familiar from Atman's heyday, and a few tracks that utilize a
specially built synthesizer to create devastating squalls of analog noise
and rippling waves of drone. This might be the best Magic Carpathians album
yet, as its got something for everyone, and yet the whole album still feels
very much of a piece. In "The Place I Come (Second Take)," Anna Nacher sings
in English and Polish with a visceral energy that variously recalls Patty
Waters, Yma Sumac and Renate Knaupt, against a tensely funky jazz-rock
backdrop filled to bursting with chattering synths, vocal multitracking and
swooping, psychedelic effects. Anna's vocals are intense, spitting out
apocalyptic couplets which a Polish friend helped me translate: "Our palms
are opening and we believe/Life is waiting for us/The broken glass/We
believe in seven/I don't know anymore." The song fades out to a field
recording of Moroccan street music. "Carpathian Herbs" is a descent into a
dark tangle of lysergic noise, a nearly 15-minute track that journeys
through deeply fucked-up mental corridors, layering all manner of loops and
samples into a bubbling cauldron of noise that all makes some sort of
terrible dream-sense. At times, the music is so filled with sonic detail and
layers of samples, field recordings, synthesizers, backwards-tracked melody
and a breathtaking array of instrumentation from around the globe, it's
difficult to concentrate attention on one particular element. The net effect
is frequently stunning, however, assuring this album an early spot on my
year-end best list.





TERRASCOPE.CO.UK
Many Americans incorrectly (but understandably) seem to feel they were the only ones devestated by the events of September 11, 2001. Truth is, those tragic moments left an indelible mark on the psyches of the entire world, and the fallout has gradually reverberated throughout the international music scene with tribute and/or concept albums trickling into the marketplace ever since. Poland's Projekt Karpaty Magiczne (The Magic Carpathians Project) has been releasing challenging, ethnic, avant folk masterpieces (self-described as ethnocore) since Annę Nacher and Marka Styczyńskiego (aka Marek Styczynski) began the project with several friends in 1998 while collaborating on Atman's final release, 'Tradition' (Drunken Fish, 1999). Following a trio of 'Ethnocore' releases, the duo's eleventh album launches their new 'Ethnoise' series and, with titles like 'The Prison of Your Mind' and 'Asylum on the Moon' can be approached as a concept album about coming to terms with loss, loneliness, and insanity in an increasingly evil universe.    Nacher (w)raps her wordless scat vocals around the "second take" of opener, 'The Place I Come' while she and Marka demonstrate their dexterity on a range of multi-ethnic and homemade instruments ranging from her tampura, sruti box, "waves & tronics" to his didjeridu, Finn pipes and ocean drums, not to mention the proverbial field recordings, sonic suicide, fuck-ups, toys, found objects and magic tree rattles that appear throughout the recordings. Nacher slowly orients the listener to its decidedly eastern European surroundings, which are as bleak as the barren trees and snow-covered landscape of the cover photo of Anna, closed-eyed and trapped (or protected?) by a Queen's death mask(?). It's cold, aloof, yet fascinatingly intriguing, and sucks us into the vortex of 'The Prison of Your Mind,' a cacophony of distorted guitars, waves, electronics and loops that demonstrates through its seven frightening minutes trapped inside a spaghettied traffic jam of fried synapses, rubber rooms of discarded grey matter, and frantic mental detours down one-way dead ends desperately seeking that elusive escape hatch that a mind is, indeed, a terrible thing to taste.      'Carpathian Herbs' may not have the romantic allure of Panama Red, Acapulco Gold or Nina Hagen's tribute to "haschisch, feinstes kaschmir, edelster tuerke, [and] afghanisches gras," but with Styczyńskiego's various flutes, pipes, sax, oboes, clarinets and didjeridus doing loopdaloops around Nacher's bastardized radio sounds and ecstatic wailing obliterating the line between pleasure and pain until she's literally speaking in tongues (none of them English), this is one, fucked-up, hallucinatory bad trip. Your only hope is to either keep reminding yourself that those voices, hands and fangs groping at you in the dark are all in your mind - a horrific phantasmagoria born of the native herb or, better yet, just say "Nie!" To regain your sanity, it may be necessary to take a deep breath and a cold drink of water.     The title track is a lumbering Phoenix, laboriously rising through a distorted electronic haze, discarding its ashen cocoon to be reborn in a world protected by chanting monks in a monastery in Rila, Bulgaria and fakirs performing high above the Nepalese Himalayas. (The unique electronic background sounds come courtesy Styczynski's manipulation of Mirek Badoora's badoog, an analog sound modulator he designed and built especially for this session which emits sinusoidal amplitude modulations, thus delivering sounds you've literally never heard before).     The mental anguish and emotional torment continues unabated on 'Asylum on the Moon,' as Nacher (in English) relates the torturous tale of our heroine trapped in a Snake Pit, with its repetitve chorus, "Her brain squeezed like an orange" sung as an anguished plea for mercy. Its closest relatives are Siouxsie's 'Voodoo Dolly,' Janis' 'Ball & Chain,' or any number of Nina Hagen's psychotic, demented tongue-twisters. In contrast, Anna's gently rolling guitar and Marka's soaring Finn pipes on the uplifting 'Warsaw Vibes' suggests their inherent love of their homeland will give them strength to rise above whatever the world throws at them: perhaps by enveloping yourself in these warm Warsaw vibes, that insanity "out there" will be held at bay for a few moments longer.     Admittedly not the most sonorous introduction to this talented duo's gifted body of work (believe me, the title is well-founded), adventurous listeners may, like these Magic Carpathians, find hope and slowly begin to rebuild their lives after the world-changing events of 9/11 and the Mideast conflicts. As Anna sings on '2003,' "It's been a hard time/Getting used to life/On the brink of tragedy/2003/Watching war games on TV." We can all hope and pray that, someday soon, those TVs will have something else to entertainus with.
(Jeff Penczak)




GAZ-ETA
Karpaty Magiczne po raz kolejny mnie zaskoczyły - chociaż właściwie nie powinienem czuć się zaskoczony znając przynajmniej część wcześniejszych dokonań grupy. W każdym razie nowa Karpat jest zupełnie inna w klimacie od "Water Dreams" - i nie mam tu na myśli słów "lepsza" czy "gorsza" - po prostu inna. To nadal ambient ale już psychodelia. Melorecytacje Ani i transowy lecz (co prawda delikatnie) świdrujący mózg gitarowy pulsik... Funky? Progrock? Neofolk? Acid coś tam? - Jak zwał tak zwał, wciąga w każdym razie nieźle a oprócz zgrzytów, pisków i szumów sporo etniki zawiera. Dalej muza, zgodnie z tytułem płyty jest coraz bardziej zawiła - ale jednocześnie coraz bardziej fascynująca, zgrzytające minimale wbrew pierwotnemu wrażeniu mają swój ukryty sens i swoją ukrytą melodię... I gdy już, przy piątym kawałku "Asylum of the Moon" sądziłem, że chyba już mnie nic nie zaskoczy, pojawił się kawałek szósty "Warsaw Vibes" a potem siódmy... bluesowy "2003" a potem kosmiczna wersja "Om Ah Saravati Namaha". Zadziwia mnie, ile nietypowych dźwięków można wydobyć z typowych instrumentów - a z drugiej strony jak ciekawe dźwięki można wydobyć z nietypowych lub tych mniej powszechnych. Klimatu Karpatom Magicznym odmówić nie można, schizoidalne samobójstwo dźwiękowe przy kolejnych słuchaniach odkrywa swój sens. I w pewnym momencie dostrzegam (a przede wszystkim dosłuchuję się) podobieństwa (czy wręcz kontynuacjami) do tak lubianej przeze mnie płyty "Water Dreams". Odnajduję piękno połączeń noizzowo-folkowych, industrialno-etnicznych, psychodeliczno-transowych i tak dalej... Płyta ta, mimo, że każdy kawałek jest w zasadzie inny, jako całość jest jednością a totalny odjazd tylko ją jednoczy w sobie. Podsumowując - Karpaty połączyły sprzeczności w zgodę, czystość etno z brudem industrializacji, poezję z hałasem i jeszcze parę innych rzeczy, których pewnikiem doszukam się przy następnych słuchaniach. Co ciekawe - rano, przy pełnym słońcu słuchało mi się tego materiału kompletnie inaczej niż późnym wieczorem - tu też nie stwierdzę kiedy lepiej/gorzej - inaczej. Stwierdzę zatem lakonicznie - fajna płyta!
V.Ziutek



DZIENNIK POLSKI / GZL

Nowosądecki zespół Karpaty Magiczne to jedno z najoryginalniejszych zjawisk na polskiej scenie muzycznej. Działając od siedmiu lat, proponuje nagrania, w których spotykają się elementy europejskiego i azjatyckiego folkloru z improwizowanym jazzem i eksperymentalną elektroniką. Kolejne wydawnictwa grupy przyniosły jej międzynarodową sławę, czego efektem są zagraniczne trasy koncertowe i współpraca z artystami z różnych części naszego globu.
Najnowszy album formacji - "Sonic Suicide" - jest całkowitym zaskoczeniem. Odpowiadająca za jego brzmienie para liderów Anna Nacher - Marek Styczyński, zrezygnowała niemal całkowicie w swych nowych nagraniach z charakterystycznych dla ich twórczości elementów etnicznych. Jedynie w jednym nagraniu - "Warsaw Vibes" - słychać pasterską fujarkę, jakże często wykorzystywaną przez zespół na poprzednich płytach. Na "Sonic Suicide" dominują brzmienia elektrycznych gitar. Raz stanowią one podkład do ekspresyjnych wokaliz ("The Place I Come From"), a kiedy indziej, nałożone na siebie, tworzą transowe motywy ("The Prison Of Your Mind") lub niosą kojącą melodię ("Warsaw Vibes"). Dźwięki te dalekie są jednak od oczywistości rockowego grania - przetworzone przez elektroniczne generatory, zyskują zupełnie inny wymiar: odrealniony i hipnotyczny. Nastrój ten potęgują brzmienia uzyskiwane przy pomocy specjalnie skonstruowanego na potrzeby płyty syntezatora, zwanego "Badoogiem". Emitowane przezeń efekty,  nadają muzyce z płyty kosmiczny wymiar ("Carpatian Herbs"). Nie brak tu również dźwięków bardziej klasycznych instrumentów - fortepianu czy saksofonu ("Asylum On The Moon"). Ale i one mają posmak free jazzowej improwizacji. Niezwykle brzmi głos Anny Nacher - jej wokalizy raz przypominają dramatyczny śpiew Patti Smith  ("Asylum On The Moon", "2003"), a kiedy indziej - dzikie szmańskie lamentacje ("Carpatian Herbs"). Nie brak na płycie typowych dla grupy nagrań terenowych - tym razem są to śpiewy nepalskich lamów i prawosławnych mnichów z bułgarskiego monastyru.
Całość robi mocne wrażenie - "Sonic Suicide" to godzinna porcja elektrycznej psychodelii w najlepszym stylu.




BROKEN FACE
Although The Magic Carpathians' brand new release, Sonic Suicide will offer no big surprises to fans, this disc does show a different side of the band that partly have gone unrepresented on their previous outings. What is fundamentally different about this one is that it doesn't contain as much foreign instrumentation and that it offers a slightly more noisy and guitar-oriented kind of experimentalism. But the overall effect is still somewhat similar with electro-acoustic drones, found sounds, ethno noise, primitive folk structures and vibrating clusters of electric pulsations pulling the listener into a hot bath of mind-cleansing sounds. The aural patterns are often repeated over and over again and one can't help but to bring out over-used expressions such as hypnotic and dream-like to describe its overall effect. Treated electric guitars, field recordings from all over the globe and all sorts of homemade electronics wrestle with saxophone, clarinet, flute, gongs, percussion and Anna Nacher's powerful voice. Nacher sings beautifully in one second and in the next chants and mumbles words indistinguishably as if in a trance, and the blend of English and Polish only further cements the feel that something utterly original is taking place here. Fans of The Magic Carpathians will not need more incentive for picking up this excellent release. Newcomers will be excited by the duo's growing connection to the free folk scene but the music is presented in such a spell-binding and inimitable way that Anna Nacher and Marek Styczynski still occupies a secret sonic vista than no one else dares to enter. This is a monumental release that might be the Carpathians' strongest work to this day, and obviously comes highly recommended




HI FI I MUZYKA / RADOSŁAW PASTERNAK
Wygląda na to, że Anna Nacher i Marek Styczyński telepatycznie wysłuchali moich próśb i nagrali płytę, która prawie idealnie trafia w moje wypaczone gusta. "Sonic Suicide" ma wszystko, czego brakowało poprzedniej "Euscorpius Carpathicus": energię, ciężar, drapieżność i korzenny trans. Posługując się podtytułem "ethnoise", duet proponuje powalającą fuzję pozornie odległych stylistyk, pod którą mógłbym
podpisać się obiema rękami. Wprawdzie nie jest to album tak bezkompromisowy jak "Constant Shallowness Leads To Evil" Coila, jednak udane połączenie folkowego instrumentarium i nagrań terenowych z różnych stron świata z elementami soft-noise "dla ludzi" (rozstrojone radio, zwichrowane generatory dźwięku oraz nie mniej szalone partie instrumentalne) czyni z "Sonic Suicide" pozycję wyjątkową w skali światowej.

Przykład: na tej płycie słyszę wreszcie, że Anna Nacher jest wyjątkową wokalistką. Jej interpretacje skojarzyć się mogą miejscami z PJ Harvey i Sinead O'Connor, ale to nie wszystko. Mnie osobiście powaliły egzotyczne techniki emisji głosu, wyjęte z tradycji blisko- i dalekowschodnich, a także dyskretne podążanie ścieżką wytyczoną przez genialną Sainkho Namchylak. Tak trzymać! Niecierpliwie czekam, co będzie w przyszłości.

Album ten zaskoczył mnie swoją bezpośredniością i przekazem emocjonalnym. Mam jednak wrażenie, że jest to cenny minerał ujawniony światu w surowej, pierwotnej formie. Strach pomyśleć co będzie, gdy zespół w pełni oswoi się ze swoją nową stylistyką i doszlifuje ją do perfekcji. Następcą będzie pewnie materiał z podtytułem "ethnoise #2" i wtedy za muzykę będę musiał postawić szóstkę!



INDEPENDENT.PL / ŁUKASZ MARCINIAK
Pod tą nazwą kryje się projekt założony przez Annę Nacher i Marka Styczyńskiego. Jest to już ich jedenasta płyta i musze podkreślić, że dość przełomowa. Nie da się jej zbytnio porównać do poprzednich dziesięciu albumów. Jest zdecydowanie bardziej hermetyczna w swym brzmieniu. Zresztą zmiana tajest zabiegiem celowym, dlatego że "Sonic Suicie" otwiera nowa serię, nazwaną przez twórców "Ethnoise".
Znajdziemy tutaj osiem kompozycji stanowiących wyraźny krok w stronę elektroniki. Mimo, że przy nagraniu użyto wielu tradycyjnych dla Karpat Magicznych instrumentów ( etniczne instrumenty dęte, klarnet, saksofon ) to zostały one poddane odpowiedniej obróbce elektronicznej. I to słychać! Nawet gitara Anny Nacher została przepuszczona przez wiele efektów i przesterów - przez to odnosiłem wielokrotnie wrażenie zbieżności dźwięków z takimi formacjami jak chociażby kultowe Sonic Youth. Zresztą podobieństw brzmieniowych jest więcej - momentami miałem wrażenie jakbym słuchał orientalnego projektu Billa Laswella "City of Light". Innym razem sposób śpiewania pani Nacher przywodził na myśl manierę Lydii Lunch. Jednak widać tu jakiś pomysł, poprzednie ich albumy wydawały mi się trochę nijakie, "Sonic Suicide" ma natomiast charakter - zmusza słuchacza do zatrzymania się i poświęcenia mu uwagi. Za rozsądną cenę dostajemy ładnie wydany produkt ( zdjęcie z okładki jest dziełem Bogdana Kiwaka, który wraz z członkami Karpat Magicznych, założył projekt Photo::Drone ), zawierający sporo ciekawych, bezkompromisowych brzmień. Jakbym miał się już do czegoś przyczepić, to momentami odnosiłem wrażenie deja vu - za dużo skojarzeń z innymi wykonawcami, ale. nie ma co przesadzać, od porównań nie zawsze da się uciec. Z ciekawością czekam na kolejne płyty z tej serii.


   
   

www.magiccarpathians.com